Tragiczny Pożar Domu Mieszkalnego-1913



Pewnej zimowej nocy w domu mieszkalnym przy ul. Ptasiej wybuchł niezwykle groźny pożar. W budynku tym, mieszczącym lokale mieszkalne i siedziby kilku firm handlowych, znajdowała się reprezentacyjna sala balowa, wynajmowana na różne spotkania i uroczystości.

Gwałtowny pożar wybuchł w jednym z mieszkań, zaskakując biesiadujących w sali gości weselnych. Spanikowani ludzie zamiast próbować ucieczki w dół, w szalonym pędzie pobiegli piętro wyżej, by tam szukać ratunku.

Kiedy na miejscu pożaru zjawił się IV Oddział, sytuacja była już bardzo groźna. Widoczny w oknach pierwszego piętra ogień wybijał się pojedynczymi płomieniami w górę, skąd słychać ] było krzyki znajdujących się tam ludzi. Strażacy zajęli się tłumieniem ognia na piętrze, prowadząc natarcie wodą z przystawionych drabin, a jednocześnie pospieszyli z pomocą mieszkańcom na pietrach wyższych. Dowodzący akcją zastępca naczelnika WSO, a jednocześnie dowódca przybyłego oddziału, Polak kpt. Józef Hłasko jako pierwszy dostał się do zagrożonej strefy i na własnych barkach wyniósł z niej sześć osób. Tych których nie udało się na to namówić, z pomocą innych strażaków po prostu obwiązał linkami i tak sprowadził na dół.

W tym czasie przybyłe kolejne oddziały, wykorzystując sikawki ręczne i trzy sikawki parowe, przypuściły zmasowany atak na rozszerzający się ogień. Walka była ciężka, bo pożarprzytłumiony z zewnątrz szerzył się wewnątrz budynku, w pomieszczeniach bogato wyposażonych w wyściełane meble, dywany i kotary.

Wreszcie pożar opanowno. Dogaszanie trwało jeszcze parę godzin. Za tę brawurową akcję kilku strażaków i dowódca otrzymali wyróżnienia i nagrody. Nadprzyznaniem nagrody kpt. Hałsce długo sie zastanawiano. Ten świetny oficer i bohater Warszawy miał u władz carskich opinie niprawomyślnego. Był na indeksie z powodu swej patriotycznej postawy- wiadomo było że swoje dzieci uczył polskiego, a w domu powiesił duzy portret Tadeusz Kościuszki.

Władze carskie musiały go jednak odznaczyć, i to Złotym Medalem za uratowanie ginących, gdyż kapitan wykazał sie wspaniałym refleksem i wielką odwagą.

Pewnej zimy, podczas wcześniejszych roztopów gdy płynaca kra porwała woźnicę z koniem i wozem niosąc na stracenie, Hłasko rzucił sie na ratunek i wraz z jednym strażakiem w niewielkiej łodzi dotarł do biedaka, odstawiając bezpiecznie na brzeg. Został odznaczony, ale jednocześnie władze przysłały mu rachunek za rzekomo uszkodzona łódke ratunkową.

Te i inne wspaniałe akcje, o których mówiła cała Warszawa, nie zmniejszały jednak pogłębiającego się kryzysu w Warszawskiej Straży Ogniowej.Władze nie znajdowały funduszy na zakup nowoczesnego sprzętu, w wielu fragmentach miasta brakowało sieci wodociągowej. Zdarzały się przypadki,że strażacy musieli szukać naturalnych sadzawek, by stamtąd czerpać wodę. Sytuacjaw WSO pogarszała się, gdy naczelnikiem straży został rosjanin E. Łund, człowiek, który co prawda wysławił się kilkoma brawurowymi akcjami w Moskwie i Odessie, ale którego nastawienie do Polaków było wrogie i który w realizowaniu polityki rusyfikacyjnej wykazywał się szczególną gorliwością.

Znał się on na strażackim fachu, miał też zasługi, takie jak zakup kilku niezbędnych aparatów ratowniczych Honiga czy podjęcie próby motoryzacji straży, ale to wszystko. Całą bowiem energię skierował na wzmocnienie dyscypliny i organizowanie ćwiczeń gimnastycznych, z którego to powodu we wszystkich oddziałach utworzono ogródki sportowe. Wsławił się doprowadzeniem do perfekcji znajomości wśród strażaków znaków (gestów) umownych, potrzebnych przy dowodzeniu, ale on z tego zrobił sztukę dla sztuki.

Mimo powtarzanych wielokrotnie prób przeprowadzenia różnych reform- jedną z nich podjęła komisja z udziałem J. Tuliszkowskiego i B. Chomicza- sytuacja nie ulegała znaczącej poprawie i do mońca panowania rosyjskiego nie stworzono warunków dla uzyskania przez WSO pełnego profesjonalizmu.

Jedyną nowinka było pojawienie się w jej wyposażeniu nowoczesnego samochodu pożarniczego wysokiej klasy, ale był on jedynie, i to na krótko wypożyczony przez firmę Łabendź.

Tymczasem przyszedł rok 1915, rok kolejnych niepowodzeń Rosjan na frontach I wojny światowej. Władze carskie, uchodząc z Warszawy, na wniosek Łunda wywiozły z miasta nie tylko cały tabor i konie, ale też wielu członków polskiej załogi warszawskiej straży. Zmuszon9o też do wyjazdu kpt. J. Hałaskę wraz z rodziną, poddając go różnym szykanom zarówno w czasie podróży, jak i już po przybyciu do Moskwy. W Moskwie został on powołany na komendanta wywiezionej straży, którą opiekował się również w skrajnie trudnych warunkach podczas rewolucji październikowej. Zachował hart ducha i wielką odwagę.

Gdy zbliżał się koniec panowania rosyjskiego na ziemiach polskich, gdy naród polski walczył o wyzwolenie narodowe, nie zabrakło też oczywiście warszawskich strażaków.




Menu
















Gaszenie płonącego budynku




Zamiast koni mechanicznych- pociągowe







Znaki gestowe używane przy dowodzeniu