Posłowie



Kończy się opowieść o strażakach warszawskich. Ze względu na szczupłe ramy tej pracy i jej charakter omówione zostały pokrótce jedynie najważniejsze zagadnienia i problemy na przestrzeni 170 lat istnienia Warszawskiej Straży. W ciągu tego czasu wiele razy zmieniała się ona tak bardzo, że właściwie można by mówić o kilku różnych jednostkach.

Prześledziliśmy sytuację straży, przywołując kilkanaście dużych akcji, które miały miejsce w ciągu tych 170 lat, ale takich lub podobnych pożarów było w tym okresie tysiące, ba, dziesiątki tysięcy! Każdy był inny, każdy niósł inne zagrożenia, wymagał innych rozwiązań.

Jednakowi byli tylko ludzie strażackiej służby. Odważni, zdeterminowani, pełni poświęcenia, w wielu wypadkach bohaterscy. Ale oni nie lubili i nie lubią tego określenia. To, co robią, uważają za swą powinność. Kto decyduje się na założenie munduru Warszawskiej Straży Pożarnej, bierze na siebie wielkie ryzyko, wynikające ze specyfiki tego zawodu i odpowiedzialności za bezpieczeń¬stwo stolicy państwa polskiego. Do takiej postawy zobowiązuje też piękna tradycja najstarszej w kraju jednostki. Podobnie myślą całe strażackie rodziny.

Każdy strażak wie, że idąc na ratunek bliźniemu, a to podstawowa powinność tej służby, trzeba przełamać wszystkie swoje słabości i za wszelką cenę ratować człowieka, ale w taki sposób, żeby nie trzeba było ratować ratownika. I to jest prawdziwe męstwo.

I to w każdej sytuacji, dawniej i dziś. Wtedy gdy dotyczyło to młodziutkiego strażaka z 1850 r., który wskoczył w morze ognia, by uratować malutkie dzieci, czy dwójki strażaków z 1972 r., ratujących z najwyższym poświęceniem, porażonego, ale jeszcze żyjącego człowieka, wiszącego na słupie wysokiego napięcia. Taką postawą odznaczali się i odznaczają wybitni dowódcy WSO i WSP, świecąc przykładem, na pierwszej linii walcząc z ogniem i innymi zagrożeniami.

Za tę służbę pełnioną przez strażaków na rzecz innych i na rzecz swojego miasta przez całe lata, w dzień i w nocy, w upały, mrozy i słoty należą się Im słowa najwyższego szacunku i uznania.




Menu